czwartek, 7 września 2017

San Francisco

Z bólem serca myślałam o tym, że będę musiała pożegnać Hawaje, gdy dostałam następny lot. Okazało się, że spędzę dzień w San Francisco! Humor od razu mi się poprawił!

Po przyjeździe do hotelu rozgościłam się na 29tym piętrze i spojrzałam na widok z mojego pokoju. No nieźle.
Na drugi dzień z samego rana pobiegłam do conciager po mapę i poradę. Uczynny pracownik zaproponował mi autobus Hop On Hop Off. Jednodniowy bilet to 50 dolarów. Firma Big Bus zabiera nas wszędzie gdzie warto dotrzeć. Jedyny minus, to słabo oznaczone przystanki.

Pierwszy na mojej trasie - ratusz - tutaj w 1954 Marilyn Monroe poślubiła Joe DiMaggio.
Warto wysiąść przy Placu Alamo, to jedno z najbardziej urokliwych miejsc w mieście. A widoczne domki znane są z "Pełnej chaty".  Jeżeli chcielibyście kiedyś zamieszkać w San Fran, to liczcie się z dużym wydatkiem. Jest to obecnie najdroższe miasto w Stanach Zjednoczonych. Nawet Nowojorski Manhattan ma niższe czynsze.
"If you going to San Francisco....." - w dzielnicy Haight nadal można spotkać Hippisów.
I tak dotarłam do głównej atrakcji i mojego marzenia. Mostu Golden Gate Bridge został otwarty w 1937 roku. Początkowo miał być pomalowany, ale zleceniodawcom spodobał się jego stan surowy i most pozostał pomarańczowy. Nazwa mostu nie pochodzi więc od koloru, ale od nazwy cieśniny - Golden Gate, która łączy Pacyfik i Zatokę San Francisco.

Położenie sprawia, że most jest bardzo często zamglony. Jeżeli się tam wybieracie koniecznie weźcie ze sobą coś ciepłego do ubrania!
Pamiętam, że w Liceum miałam takie puzzle z Golden Gate Bridge. Złożenie ich zajęło mi kilka miesięcy. :) Nie wierzę, że po latach dane mi było zobaczyć ten cud architektury na własne oczy!
Most jest niewątpliwie wizytówką miasta (nawiasem mówiąc skoczyło z niego ponad 2000 osób), innym symbolem jest tramwaj.

Na końcu trasy wagonik obracany jest ręcznie.
Pierwsze linie tramwajowe wprowadzono tutaj w 1873 roku. Przedtem mieszkańców na wzgórza (a jest ich 42, więcej ma tylko La Paz w Boliwii) wwoziły konie. Niejaki Andrew Smith Hallidie wymyślił działający do dziś system po tym jak był świadkiem okropnego wypadku. Otóż w deszczowy dzień jeden z koni pociągowych poślizgnął się i wagon stoczył się ze zbocza. Konie z połamanymi nogami trzeba było dobić.
Obecnie przejażdżka kosztuje 7 dolarów. I nie jest to bilet uprawniający do przesiadek, czy też powrotu. Jest to bilet jednorazowy i w moim odczuciu jest to wygórowana cena za oferowane widoki. Oczywiście się przejechałam (no bo to może szansa jedna w życiu), ale wpierw odczekałam 45 minut w kolejce. Ogólnie dla mnie to strata czasu. Może poza sezonem jest to warte, albo gdy ktoś ma więcej niż jeden dzień w tym mieście.
Jedna z linii tramwajowych (lub też Hop On Hop Off) zabierze Was do Fisherman's Wharf. Tam koniecznie udajcie się na Molo 39.

Najsłynniejsi mieszkańcy Pier 39 są bardzo hałaśliwi.
Morsy upodobały sobie te pływające platformy. Opuszczają je tylko w czerwcu i lipcu na gody.
W tej samej okolicy znajduje się najstarsza piekarnia - Boudin. Tutaj też zaczęto serwować Clam Chowder (czyli gęstą zupę z mięczaków) w wydrążonym chlebie. Koszt 10 dolarów, jadłam  lepsze.
Inną atrakcją San Fran jest twierdza - więzienie Alcatraz.

Rzut oka na Skałę.
Z nabrzeża odchodzą statki wycieczkowe, niestety mi już zabrakło na to czasu. To nic! Będę miała powód żeby tu wrócić. Zresztą nie tylko ten jeden. Do tej pory Nowy Jork był moim ulubionym miastem w USA. Teraz jest to San Francisco.

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! W takie dni sobie sama zazdroszczę.... w inne trochę mniej. :) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Czytając ten wpis uśmiechnęłam się do siebie w momencie kiedy pisałaś o tym jak składałaś puzzle. A u mnie uśmiech z podobnego był powodu - kiedy przypomniałam sobie jak układałam puzzle - a była to dokładnie mapa Wielkiej Brytanii a wokół niej rzeczy z nią związane, jak Królowa, autobusy czy funty, a w tym roku po raz pierwszy odwiedziłam Londyn i marzenie spełenione :) Niesamowite jest to jak czasami nam się w życiu układa, że coś mało prawdopodobnego nam się jednak przydarza.

    OdpowiedzUsuń
  3. witaj....ja tylko tak ogolnie napisze....bardzo fajny blog, super sie czyta, jako ze jestem milosnikiem lotnictwa i bardzo lubie latac, czytam Twoje posty z duzym zainteresowaniem. Niestety latam glownie po Europie sluzbowo regularnymi liniami wiec nie bedzie mi dane spotkac sie na pokladzie...no chyba ze w nowej pracy bede mial mozliwosc latania jetami :) tak czy inaczej jeszcze raz gratuluje i moze sie gdzies miniemy w chmurach..pozdrawiam serdecznie Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć. Często dolatuję do pracy rejsowymi liniami, więc może... :) pozdrawiam!

      Usuń