wtorek, 23 sierpnia 2016

Z życia stewardessy wzięte: Dzień z życia - proceeding

Dzień z życia - proceeding

Po dwóch dniach w Marsylii (tutaj tutaj ) ponowie zapytałam przełożonej, co robię dalej. W ramach odpowiedzi dostałam bilet do domu. Miałam wylecieć następnego ranka przez Istambuł do Warszawy. Świetnie, gwarantowało mi to trzy dni ekstra wolnego! Odbiłoby się to wprawdzie na moich zarobkach, ale nie można mieć przecież wszystkiego.
Dwie minuty później, gdy gorączkowo szukałam w walizce ubrań na lot do domu i wrzucałam mundur do torby z praniem, dostałam nową wiadomość. Jednak nie dom, a kierunek Hamburg. Następnego dnia miałam pomóc koleżance na locie. No trudno. Zaraz po tym, przyszedł bilet lotniczy: z Marsylii do Brukseli i dalej do Hamburga- start 6:40 rano. Ponownie przepakowałam walizkę, tym razem mundur zamierzałam ubrać na siebie, gdyby moja walizka została zgubiona po drodze.  Jeszcze niekończąca się dyskusja z koleżanką przez whatsappa'a, co trzeba załatwić przed lotem (pranie, catering, zakupy) i do łóżka. Dwa budziki nastawione na 3:50 rano i ....  uświadamiam sobie, że pomyliłyśmy dni. Lot z Hamburga miał się odbyć nie nazajutrz, a dopiero pojutrze - szybka zmiana w złożonym zamówieniu, trzecie przepakowanie bagażu i dalej spać.
3:50 rano szybko zbieram się z pokoju, płacę w hotelu i zamawiam taksówkę na lotnisko. O 5:15 jestem już po odprawie i kieruję się do najbliższego miejsca serwującego kawę. Uprzejma pani informuje mnie, że otwierają dopiero za piętnaście minut. Grrrrr.

internet

Kawa, pain au chocolat i wchodzę na pokład pierwszego tego dnia samolotu. Drzemka w zimnym samolocie, lądowanie w Brukseli, ponowny boarding (zabawne, że to był ten sam samolot), kolejna drzemka w zimnym samolocie i jestem w Hamburgu. Odbiór bagażu, zakupienie kanapki na lotnisku (linie Brussels Airlines, którymi leciałam, prowadzą tylko sprzedaż, to już wolę kupić sobie świeże w lotniskowej piekarni). Zameldowanie w lotniskowym hotelu, oddanie prania, zjedzenie kanapki, kolejna drzemka, siłownia, spotkanie z koleżanką i wyprawa na lotnisko po wieczorną przekąskę i śniadanie - wszystko to zajmuje mi cały dzień. Wieczorem jestem tak zmęczona, że siedzę w łóżku i oglądam głupoty na youtubie, a na drugi dzień szykuje mi się dwudziestogodzinne duty.
Eh życie stewardessy.

2 komentarze:

  1. No i nie jest tak kolorowo..cieszę się że i co raz więcej w internecie mówi się o tym, że życie stewardessy nie jest usłane ciągłymi różami, tylko to ciężka praca. Wczoraj czytałam na stronie National Geographic na ten temat :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo, zaraz tam biegnę poczytać. Dziękuję za info i komentarz. Pozdrawiam

      Usuń